piątek, 13 kwietnia 2012
HISTORIA PEWNEJ MIŁOŚCI
Na
ostatnim blogu było 1735 wejść (wyświetleń bloga) a tylko 37
komentarzy. Dlaczego?! Lubicie czytać, a komentować się wstydzicie,
krępujecie się, nie wiecie co napisać (niepotrzebne skreślić).
Na
fejsie też się dzieją cuda niewida i baranie rogi. Ostatni mój blog
„Kurwa to charakter – prostytutka to zawód” miał 58 udostępnień, a wujek
Fejs podaje, że tylko – 13 (?!). Miałem 5 tysięcy znajomych, mam 4.888.
Czy na fejsie siedzi jakiś pierdolony gnom, który bawi się w Boga?!
W
tym blogu proszę komentować, bowiem Wasze uwagi będą mi potrzebne. Będą
to opowieści o miłościach narodzonych na portalach społecznościowych,
jak np. facebook. Znacie takie historie – opiszcie w komentarzu!
Skontaktujcie mnie z tymi ludźmi!
@ @ @ @ @ @
To
będą opowieści o ludziach, którzy się nigdy nie widzieli, ale zakochali
się w sobie. Ten syndrom może wywołać częste oglądanie fotografii,
rozmowy telefoniczne, głos drugiej osoby, budząca się tęsknota i
czułość, zauroczenie, wysyłane do siebie maile, SMS-y, zbieżność
charakterów, wspólnych upodobań, jednakowych reakcji na otaczające
zjawiska, a przede wszystkim wzajemne porozumienie dusz.
Jest to chyba typowy przykład tzw. "Syndroma
amorosis acte", czyli zespół ostrego zakochania. To właśnie
zauroczenie, stan zakochania, kiedy wzrasta w organizmie poziom endorfin
- hormonów szczęścia.
Jednym zdaniem: bardzo szybko wytwarza się między nimi nieuchwytne „to coś", co pospolicie nazywa się „chemią”.
Kiedy
kochamy, mamy wtedy wrażenie, że do życia potrzebne nam jest jedynie
powietrze i obraz ukochanej osoby przed oczami. Potem może narodzić się
miłość. Często Wielka Miłość. Czasem - tylko przyjaźń. Najlepiej gdy
pozostają obie (miłość i przyjaźń), bo wtedy idealnie się uzupełniają.
Chyba
jednym z największym marzeń człowieka jest odnaleźć swoją drugą
połówkę, pokrewną mu duszę. Kogoś z kim będzie wiązała głęboka nić
porozumienia, takie samo postrzeganie i odbiór świata. Kiedy dwie dusze stają się jedną, tak samo myślą; gdy jedno zaczyna zdanie, drugie je kończy i odwrotnie, a czasem rozumieją się bez słów.
W jednym z listów czytam: „Miłość
to zaufanie, wierność, czułość, lojalność, zrozumienie drugiego
człowieka. To dialog między dwojgiem ludzi prowadzony z myślą o sobie
nawzajem, by nie skrzywdzić kogoś, kogo kochamy”.
Niestety,
jakże często jest inaczej i krzywdzimy partnera-partnerkę. A jeszcze
częściej przechodzimy obok prawdziwej miłości, lub z głupoty albo z
premedytacją depczemy ją. Refleksja z reguły przychodzi zbyt późno.
Od dawna obserwuję wielką miłość, która właśnie swój początek bierze z facebooka. Jej bohaterami są: Marck Stermann i Iwona Niemczewska. Marck pisze dla niej przepiękne, wzruszające wiersze, a do mnie napisał, że się obrazi, jeśli nie wspomnę o nich i dodał: „Wiesz,
to jest całkowite oddanie, które każdego dnia dają nam pewność, że
miłość ma sens. I ogromne zaufanie i wolność. Cudowne. Nigdy nie
kochałem dłużej niż kilka miesięcy, teraz jest inaczej.
Wiesz, Mistrzu, ostatnio mam sto nie załatwionych spraw...”
Do tematu tej miłości, i do innych jeszcze wrócę.
A oto pierwsza historia. Nie chciałbym, abyście myśleli, że zmyślam. Jej autorem jest Wojciech Paweł Wiatr, który też jest na facebooku. Możecie dawać komentarze. Wojtek obiecał mi, że odpowie na każde pytanie.
@ @ @ @ @ @
Wojtek pisze tak: „No cóż, skoro Mistrz Andrzej Rodan prosi i tak łaskawy w słowach, a więc piszę:
Większość co nas w życiu spotyka jest dziełem zwykłego przypadku,
splotu kilku okoliczności, nawet tego, że w pewnym czasie i miejscu,
znaleźliśmy się w jakiś sposób obok tej drugiej osoby.
HISTORIA PEWNEJ MIŁOŚCI
(opowiadanie)
autor: Wojciech Wiatr
***************************
Większość co nas w życiu spotyka jest dziełem zwykłego
przypadku, splotu kilku okoliczności, nawet tego, że w pewnym czasie i miejscu,
znaleźliśmy się w jakiś sposób obok tej drugiej osoby.
Ankę, czyli „Miśkową” poznałem przez zwykły przypadek.
Zwykłe wejście na jakąś stronę internetową, jakiś tam komentarz który mnie
zaciekawił. Nic wielkiego, kilka słów dodanych do innych komentarzy. Potem
prośba o dołączenie do znajomych, a że we mnie czasem mieszka Wojtek
Niecierpliwus, jakaś zaczepka mówiąca w podtekście dlaczego tak długo i
cisza. A więc starszy pan doczekał się
przyjęcia w poczet znajomych u młodej pięknej dziewczyny. Wysłałem jej kilka
miłych słów i praktycznie na tym mogłaby się zakończyć bliższa znajomość. W
końcu na ćwierć tysiąca znajomych na FB, trudno prowadzić ze wszystkimi
konwersacje, o tak na co dzień. Mamy
bliższych i dalszych znajomych, oraz tych od których dostajemy tylko życzenia z
okazji świąt, urodzin i zastanawiamy się potem kto to taki..... Znając
dokładnie swój pesel ( skarbówka corocznie go przypomina), nie pokładałem w tej
znajomości żadnej większej nadziei, nawet na przyjaźń, a tym bardziej na
uczucia wyższego rzędu. Stało się jednak inaczej. Anka okazała się bardzo miłą
dziewczyną i po niedługim czasie, nasze rozmowy nie miały końca. Zainstalowałem
GG, którego unikałem jak ognia, a nasze numery telefonów, były najczęściej
używanymi telefonami w sieci Plusa. Anka powoli zaczęła mi się zwierzać ze
swojego prywatnego i niełatwego życia. W pewnym momencie zaczęliśmy tracić
poczucie czasu. SMS-y, rozmowy, GG były wszędzie i zawsze. Dopadały nas w pracy
i podczas snu. W ten sposób doszliśmy do wniosku, że osobno, czyli samemu jakoś
jest nam głupio. Doba ma tylko 24 godziny, a my z niej wyrywaliśmy dla siebie
jakieś 25, a czasami 26 godzin. Zawsze kiedy się rozstawaliśmy było jakoś
smutno i czegoś brak.
Nie padały między nami słowa o miłości, nawet o tym, że się
kiedyś spotkamy. Nikt z nas tego nie wyczuwał, nikt do tego nie dążył. Mnie
wzruszyły jej przeżycia z lat dziecięcych, które do najprzyjemniejszych nie
należały, ona lubiła słuchać mojego głosu. Z początku często milkła, wtedy
pytałem Aniu jesteś?
-
Mów, mów padała odpowiedź, lubię jak mówisz. Ciebie można
słuchać jak radia, jak
powieści w odcinkach, odpowiadała Anka.
Fakt, chyba jestem
wygadanym facetem, bo kiedyś głosem zarabiałem na życie. Potrafiłem prowadzić
wykłady od 8 do 20, a na końcu był tylko lekki szczękościsk, chrypienie gardła
i byle do rana. Jednak nikt do tej pory nie powiedział mi czegoś tak miłego.
Nasze relacje były bliżej nie określone. Z początku
sądziłem, że to cos podobnego do kontaktów ojca z córką. Ten model pasowałby do
naszego układu, gdyż oboje tego nie mieliśmy, a pragnęliśmy zawsze mieć. A więc ja miałem ukochaną córeczkę, Anka
swojego tatusia. Tak przynajmniej nam się wydawało. Ona miała swojego faceta,
ja też nie byłem sam, a jeden ojciec i jedna córka w rodzinie to w końcu nic
takiego.
Jednak przyszedł ten moment kiedy zorientowaliśmy się, że
nie jesteśmy dla siebie tylko tym, kim nasza świadomość chce. Podświadomość i
chęć bycia, widzenia w sobie kobiety i mężczyzny była większa niż to co umysł nam nakazywał. Powoli, powoli
dorastaliśmy do tego by się spotkać. Sumienie Anki opierało się, tłumaczyło –
nie jestem sama, mam faceta, ale od razu podpowiadało, że tyle słów z nim nie
zamieniała przez cały czas, co my w ciągu jednej doby. W skali porównań starszy
pan zyskiwał, a u młodszego dostrzegała braki. Trzydziestodwuletni letni facet okazywał
się mniej czuły, mniej rozmowny i mniej troskliwy. Nie na wszystkie tematy
mogła z nim rozmawiać, a model rodziny wg niego wyglądał tak, że staranie o jej
względy skończyły się z deklaracją bycia z sobą. Mówił jej, że po co mam
okazywać ci cokolwiek skoro jesteśmy już razem. Już cię zdobyłem, a więc
należysz do mnie. Noce wyglądały podobnie, zamiast czułego przytulania, widok
odwróconego faceta plecami, który smacznie śpi, nie troszcząc się o zawartość łóżka. No i odwiedziny też zaczęły
stawać się coraz rzadsze. Tak panowie, to nie jest wzór do naśladowania, a
wystarczy tego, by kobieta zaczęła zadawać sobie pytanie dlaczego tak się
dzieje.
W końcu musiało dojść do naszego spotkania.
Kiedy pierwszy raz umówiliśmy się, Anka wybrała miejsce
publiczne. Znajomości z netu są zawsze zagadką, a dziewczynie nie można odebrać
dozy zdrowego rozsądku w tym temacie. Oczywiście zrobiłem i wysłałem aktualne
zdjęcia, no i chyba nie musiałem na nich wyglądać jak Kwazimodo, bo
powiedziała, dobrze przyjedź, choć w jej głosie można było wyczuć ton
obawy. Trochę mnie to poirytowało,
jednak niebawem dowiedziałem się dlaczego robiła takie uniki przed naszym
spotkaniem. Na razie jednak nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Bądź co bądź, byliśmy już sobie bliskimi osobami,
a tu nagle taka fala ostrożności i stawianie murków.
Kiedy przyszła pora na nasz kontakt wzrokowy, baczny
obserwator wyczułby w nas lekkie podenerwowanie. Przedtem jednak były momenty,
że następowały chwile ciszy w telefonicznym eterze, a inne środki łączności też
miały od nas co prawda niewielkie, ale zawsze chwile wypoczynku. Wreszcie
przyszedł ten moment. Na jednym z parkingów zatrzymało się moje Audi, a za
chwilę podjechał niewielki czerwony samochodzik. Anulka wysiadła z niego, powiedziała cześć i za żadną część Chin
nie chciała sprawdzić czy siedzenia w Audi są wygodniejsze niż w jej
samochodziku. Nie nalegałem, powiedziałem dobrze, pójdziemy na spacer, albo
postoimy i popilnujemy naszych autek. Zawsze twierdziłem, że nogi są
najlepszymi przyjaciółmi człowieka, tak że
po jakimś czasie sama wsiadła do mojego samochodu. Oczywiści z przodu,
po złożonej obietnicy, że moje ręce zostaną tylko przy mnie, a usta będą
służyły li tylko rozmowie. Tak też się stało. Kilka godzin spędzonych w niezbyt
wygodnej pozycji, trochę namiętnych spojrzeń i delikatny buziak na
pożegnanie. Żadne z nas niczego nie
chciało zepsuć, żadne z nas nie dążyło do czegoś więcej. Po powrocie do naszych
domków telefony grzały się do białego rana. Nie pamiętam czy podczas spotkania,
czy już przez telefon stwierdziliśmy, że jesteśmy dla siebie dwoma połówkami,
które łamane z całości dopiero później miały wpisywane daty urodzin. No cóż,
tym pisaniem zajmował się chyba jakiś złośliwy gnom, lub kompletny ignorant
uczuć ludzkich. Ale tak, czy siak, życie lubi płatać figle. Następne spotkanie,
to długie całe dwa dni, przegadane przez telefon. Nie pomogły takie urządzenia
jak dźwignia zmiany biegów, czy hamulec ręczny. Nasze usta splotły się w
miłosnym pocałunku. Anka, chociaż bardziej oszczędna w wyrażaniu uczuć słowami,
nie szczędziła mi ich przy okazywaniu swojej zazdrości. Kiedy byliśmy razem
każdą chwilę poświęcaliśmy naszym pieszczotom i pocałunkom. Nigdy ich nie było
dosyć. Rano nasze usta były tak wyczerpane, że nie miały siły przełknąć łyka
herbaty, a spękane wargi jedynie nadawały się do dalszych pocałunków. Tak to
jest kiedy dziewczyna z brakiem doświadczenia, spotyka się z facetem który
dawno już zapomniał jak to się robi. Chociaż to chyba jest tak jak z jazdą na
rowerze. Można 20 lat na nim nie jeździć, ale po kilku metrach znowu dochodzi
się do wprawy. Nasze rozstania które nigdy nie trwały długo, dawały czas do
zastanowień i co dalej. Powoli jej zaczynałem uzmysławiać, że teraz jest super.
Nadajemy na tej samej fali, ale jednak czas dla nikogo nie stosuje taryf
ulgowych. Co z nami będzie za kilkanaście, no powiedzmy 20 lat. Młoda jeszcze
dziewczyna i zniedołężniały starzec.
Kiedy pierwszy raz o tym zacząłem mówić, nie chciała mnie
słuchać. Powiedziała, że dla niej jestem kimś młodszym niż jej facet.
Powtórzyła to widząc mój uśmiech na twarzy, w którym można było wyczuć cień
ironii.
-Tak naprawdę się zastanawiam, który z was jest starszy.
Który ma 32, a który sześćdziesiąt lat?
Aniu, każdy ma tyle lat na ile się czuje. Cóż wokół nas
zawsze poruszają się jacyś młodzi starcy...
Myślałem, że te rozmowy toczone są o tak sobie. Lekko
wpadają jednym uchem, a drugie je wypuszcza. W umyśle Ani, toczyła się jednak
wojna. Dziewczyna, której pewne zasady moralne mówiły, że kobieta powinna mieć
tylko jednego faceta, dostała dodatkowe dane do analizy. Sama dochodziła do
wniosku, że razem na stałe raczej nigdy nie będziemy. Jej stary układ coraz
mniej ją zachęcał do kontynuacji, a pojęcie dobrego męża, czyli faceta który
nie bije, nie pije i nie krzyczy zaczęło wołać w jej serduszku mało, zbyt mało.
Pewnej niedzieli po nadrannym wyruszeniu do domu pana Wojtka
i jego samochodu pozostała tylko godzinka na sen. Po przebudzeniu, chwyt za
telefon, gdzie pulsowała już wiadomość SMS-owa. Przetarte oczy, okulary na nos
i ten niezapomniany esik.
-
Wojtek nie możemy się już więcej spotykać. To już koniec. Ja
nie mogę tak zdradzać Mirka. Więcej się już nie zobaczymy. Na razie nie dzwoń i
nie pisz.
Nogi się pode mną ugięły. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, ale
dlaczego teraz? Co takiego się stało?
Kiedy Mirek dowiedział się o moim istnieniu, to znaczy
wiedział tylko że jestem jej znajomym, sama broniła tej znajomości. Powiedziała
mu, nie każ mi wybierać, bo wybór może okazać się dla ciebie bardzo niekorzystny. Było to jeszcze zanim zaczęliśmy się
spotykać. Teraz kiedy jest wspaniale, większość czasu spędzamy razem, nagle
taka decyzja. Szybka analiza w moim emerytowanym łbie lotnika, co takiego źle
zrobiłem? Na wszystkie zadane sobie pytania, odpowiedź była jedna. Nic takiego.
Anka miała takie momenty, gdzie robiliśmy małe przerwy z
bycia z sobą. Były to chwile jej potrzebne na małą regenerację, albo na
obejrzenie jakiegoś ulubionego serialu. Potem wszystko wracało do normy, leciał esik z zapytaniem - Michu czemu milczysz i znowu energetyka miała zyski z
doładowywanych baterii do naszych komórek. Tym razem jednak zło wisiało w
powietrzu. Cały poniedziałek to czas do którego nie chcę wracać
wspomnieniami. Ucinane przez różne
strony rozmowy, bo albo robiły się przykre, albo słowa były nie te na które się
czeka. W końcu ustaliliśmy, że będziemy się spotykać raz w miesiącu, ale tylko
po to by pobyć z sobą. Żadne z nas nie potrafiło żyć w oddali od siebie.
Miesiąc to długi okres, spotkanie tak rzadkie, że należy je chyba zaplanować.
Padło więc z mojej strony pytanie, kiedy się spotkamy? Nie wiem odpowiedziała
Ania, a kiedy chcesz? No... nieśmiele powiedziałem – jutro? Jej śmiech miło
zabrzmiał w słuchawce telefonu. Dobrze to
do jutra, ale wiesz bez żadnych bliższych kontaktów. Jutro powoli nadchodziło,
godziny trwały jak lata. W końcu jednak nadeszło. Kiedy nasze oczy wymieniły
spojrzenia, usta stały się szybsze niż myśl ludzka. Z dziką namiętnością
zderzyły się z sobą, a języki zaczęły wyszukiwać i liczyć nasze zęby. Oczy
zaszły jakimś potem, bo żadne z nas w życiu nie uroniło nigdy ani jednej łzy.
To ty mnie jednak kochasz, zapytałem? Oj ty osiołku, gdybym cię nie kochała,
nie byłoby mnie tu. Ale Wojtek, kiedyś to się naprawdę skończy.... Położyłem
jej palec na ustach. Nie myśl teraz o tym Aniu, teraz jesteśmy ze sobą, a to
kiedyś będzie musiało jeszcze na swoją kolej długo poczekać.
Od tej pory spotykamy się regularnie, omijamy niewygodne dla
nas tematy. Nie planujemy też żadnej przyszłości i nie chcemy by tamta
niedziela znowu się powtórzyła. Staramy się nie łączyć rozumu z uczuciami.
Czasami trudno to osiągnąć, jednak póki co słuchamy serc naszych rozkazów.
Od tej pory spotykamy
się regularnie, omijamy niewygodne dla nas tematy. Nie planujemy też
żadnej przyszłości i nie chcemy by tamta niedziela znowu się powtórzyła.
Staramy się nie łączyć rozumu z uczuciami. Czasami trudno to osiągnąć,
jednak póki co słuchamy serc naszych rozkazów.
********
Opowiadanie to było autoryzowane przez Ankę, która wyraziła zgodę na jego publikację w formie elektronicznej i książkowej....
********
( U Andrzeja są tylko fragmenty mojego opowiadania tutaj zresztą też.) To moje opowiadanie zamieszczone jest również na blogu wielkiego pisarza i mojego przyjaciela Andrzeja Rodana. Dzięki Ci za to Jędruś.
Dzięki Tobie miałem po raz pierwszy kontakt z czytelnikami. Cóż zostałem wpuszczony na szerokie wody, myśląc, że Ty odwalisz całą robotę. Stało się inaczej. Ja walczyłem przez dwa dni, a Ty stałeś z boku myśląc da sobie radę, czy polegnie. Dzięki Ci za to przyjacielu.
Niestety to uczucie się zakończyło tak jak powinno. Anka wyjechała ze swoim narzeczonym na stałe do Niemiec, niedługo biorą ślub. A opowiadanie.... No cóż serce nie sługa. Kiedy się kogoś pokochało, a osoba ta mówi - wyrzuć to opowiadanie, jestem zazdrosna, nie mogę czytać o tym.... człowiek to robi. Dlaczego? Jeżeli potraficie kochać, to odpowiedź macie w swoim sercu...
******
Póki
jednak co zapraszam na blog Andrzeja Rodana oraz do jego wydawnictwa.
Zachęcam do kupowania jego książek, w których od czasu do czasu
spotkacie również moje słowa w różnych dialogach. Takie po prostu zdania
prosto z fejsa.... Miłego czytania. - Andrzej Rodan
- Łódź
- Pisarz, filozof, historyk. Pisze wysokonakładowe powieści i książki popularno-naukowe. Jest autorem ok. 1000 artykułów i felietonów, z których część znalazła się w czterotomowym cyklu Świat według Rodana. Nakłady jego 46 dotąd wydanych książek, przekroczyły 3 miliony egzemplarzy. Jego książki publikowane były również za granicą, a obszerne fragmenty dwóch powieści znalazły się w niemieckiej antologii polskiej literatury współczesnej Diskrete Leidenschaften (Wolfgang Jöhling, von Joachim S. Hoffmann, Diskrete Leidenschaften, Berlin-Frankfurt Main) wraz: Witold Gombrowicz, Stanisław Dygat, Witkacy, Jarosław Iwaszkiewicz, Roman Bratny, Janusz Głowacki i inni. Andrzej Rodan znajduje się wśród trzech tysięcy najbardziej znanych Polaków w IV edycji "Kto jest kim w Polsce" (Polska Agencja Informacyjna, IV wydanie, 2001, str. 796).
1 komentarz:
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz