ZAPRASZAM

środa, 27 stycznia 2016

Tajemniczy świat Filipa


Wstęp
    Mój kochany wnuczek poprosił mnie o napisanie bajki. Bajki to coś wymyślonego, więc zadałem pytanie:
 - Filipku o czym ma być ta opowieść?
No i chyba tu trafiłem. Dziadku napisz o krasnoludkach.
- O krasnoludkach pomyślałem.... - a więc jednak bajka.
Dziadku, to ma być o dobrych i złych krasnoludkach..... i zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co i o czym mam napisać. W pewnym momencie, do mojej świadomości dotarło, że mój najukochańszy wnuczek, opowiada mi o czymś, co jest i co istnieje. Mówi, o świecie, o życiu, o istnieniu dobrej strony – czyli o tej kolorowej i o złej stronie – czyli tej czarnej. O tym, że obydwie strony mają swoich przywódców..... No tak, a więc krasnoludki chyba tak naprawdę istnieją. Te dobre , chcą by wszyscy byli szczęśliwi, a te złe, cieszą się, kiedy coś się psuje, kiedy jest źle, lub potrafią kogoś zasmucić. Tak, to robota krasnali. ....
To chyba zapowiedź czegoś nowego, co zaczęło już powstawać. Czy to będzie bajka o krasnalach, czy życie widziane oczami dziecka. Dziecka wierzącego w świat krasnali? Nie wiem, zobaczymy co z tego wyjdzie..
.
   Te opowiadania popełnione zostały razem z moim wnukiem Filipem. Autorem zdjęć jest Patryk Wiatr, tatuś Filipa. Muszę jeszcze dodać, że ono jest już w wydawnictwie Ridero. Oczywiście wszystkie zdjęcia, które są bardzo ciekawe, będzie można zobaczyć w e-książkach, e-boksach i w wersji wydawniczej w okresie późniejszym. 




Witajcie moi młodsi przyjaciele.

Może zdziwiło was to, że nie piszę „witajcie drogie dzieci”? Wiem, tak czynią inni. Ja uznałem jednak, że w pewnym okresie życia, nikomu, tak za bardzo dzieckować, nie wypada. Z prostej i bardzo oczywistej przyczyny. No... bo za słowem dziecko, najczęściej coś się kryje. Dziecko nie rób tego, nie możesz, to nie dla dzieci... Dziecko, nie wolno, jesteś za mały... Dziecko, idź już spać...., to film dla dorosłych... i tak dalej. Ja też byłem kiedyś w waszym wieku i wiem jak to się odbiera. Słysząc takie słowa,  mniejszy człowiek chce  od razu być dorosłym.  Chce mieć własną rodzinę i dzieci, takie jak wy. Składa sobie przysięgi, że swoim dzieciom nie będzie robił takich rzeczy, że będzie traktował je normalnie, tak jak dorośli traktują siebie na wzajem.
A więc moi młodsi przyjaciele, dzisiaj do mnie zadzwonił mój wnuczek Filipek. Powiedział, dziadku, napisz mi bajkę. Od razu zorientowałem się, że nie prosi o bajkę, taką jak wszystkie. Nie, nie chodzi o to, żebym miał coś przeciw bajkom. Niektóre są naprawdę bardzo piękne. Ale sami wiecie,  tak naprawdę, wiele rzeczy się w nich powtarza. Takich oryginalnych , niema zbyt wiele. No i jeszcze to -  my wiemy , że bajka, to jest bajka, czyli coś wymyślonego przez pisarza, żadna prawda i jak to w bajkach bywa - musi się zawsze dobrze skończyć...
Filipku o czym ma być ta opowieść, zapytałem.
No i chyba tu trafiłem. Dziadku napisz o krasnoludkach.
O krasnoludkach pomyślałem.... -  a więc jednak bajka.
-         Dziadku, to ma być takie opowiadanie, o dobrych i złych krasnoludkach.....
Zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co i o czym mam napisać. W pewnym momencie, do mojej świadomości dotarło, że mój najukochańszy wnuczek, opowiada mi o czymś, co jest i co istnieje. Mówi, o świecie, o życiu, o istnieniu dobrej strony – czyli o tej kolorowej i o złej stronie – czyli tej czarnej. O tym, że obydwie strony mają swoich przywódców..... No tak, a więc krasnoludki chyba naprawdę istnieją. Te dobre , chcą by wszyscy byli szczęśliwi, a te złe, cieszą się kiedy coś się psuje, kiedy jest źle, lub potrafią kogoś zasmucić. Tak, to robota  krasnali. Zacząłem zbierać swoje myśli i wspomnienia z okresu mojego życia i coraz bardziej stawałem się pewien tego, że wiele rzeczy na tym świecie to nie sprawa przypadku, ale działania krasnali. Postanowiłem temat zbadać dogłębnie i napisać o tym, informując o wszystkim, co zbadałem i czego się dowiedziałem. Moim wspólnikiem został oczywiście Filip, a więc wspólnymi siłami stworzyliśmy to tajemne dzieło, na które w tej chwili  patrzycie.
Podczas moich rozmyślań, doszedłem do jeszcze jednego wniosku. Tyle bajek, opowieści, baśni powstało na temat krasnoludków. Były ich różne ilości. Występowały pojedynczo, jak na przykład Koszałek Opałek, lub zbiorowo, jak tych siedmiu z królewną Marysią na dodatek. Krasnal, krasnale i człowiek.... Czy wy zauważyliście to samo co ja? W większości przypadków, oprócz pomocy z ich strony,  która była zawsze , najczęściej one słuchały człowieka. A więc człowiek najczęściej był ich przywódcą....
Filipku kochany, mam napisać o krasnalach. O tych dobrych i złych. A dlaczego kiedy zapytałem się czy ten przywódca, to ktoś kto nimi kieruje , odrzekłeś, no coś w tym rodzaju. A więc nie do końca, wszystko jest tak samo jak u ludzi... , nie wszystko.... prawda? Z drugiej zaś strony, ty masz o nich, bardzo dużo wiadomości. Wiesz jakie są, jak się bawią, kto nimi rządzi . Wiesz , że są dobre i złe, że mają ludzkiego przywódcę. Na pewno jest on kimś młodym, może nawet bardzo młodym, bo kto ze starszych potrafiłby zrozumieć ten baśniowy świat. Kiedy zapytałem się o imię tego przywódcy, zawahałeś się i powiedziałeś – powiedzmy Baltazar. Mnie się jednak bardzo wydaje, że na imię ma Filip. No i co teraz powiesz? Pomyliłem się? Chyba nie...



No cóż, odpowiedzi udzielane są w różny sposób. Ja to rozumiem, czasami coś stanowi wielką tajemnicę i chociaż bardzo się chce, nie można nikomu nic powiedzieć. Tak czasami bywa.


Opowieść I - Z prochu powstałeś



Kiedy nowy człowiek pojawia się na tym świecie, wszyscy się radują. Od razu ma rodzinę, która z tej okazji robi różne spotkania. Trwają rozmowy, radości, troski. Zamartwianie się o przyszłość i tak dalej. Dziwne jest to wszystko. Ale to mi nigdy nie przeszkadzało. Gorszy jest ten drugi etap. To nachylanie się nad łóżeczkiem i to tiiiiii, tiiii, lub tiuuuu, tiuuuu i łapanie za policzki, nazywanie mnie Filipciem, Filiposem i nie pamiętam już czym jeszcze.


Każdy mały człowiek ma bardzo liczną rodzinę, która ma duże grono przyjaciół, a ci z kolei mają też rodziny. Koszmar. Nikt w tym okresie nie stara się rozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Kiedy byłem już większy zobaczyłem ZOO. Tam też niektórzy zwiedzający robili dokładnie tak samo. Trudno, trzeba być wyrozumiałym i jakoś to przeżyć. Mnie w każdym bądź razie udało się. Jestem cały i zdrowy, bez żadnych urazów fizycznych, czy psychicznych, po tych rodzinno - przyjacielskich eksperymentach na mym ciele i mojej duszy. Ufff... Zaczęły się spacery i integracja z otaczającym mnie światem. Powstawały pytania. Rodziły się z ciekawości życia. Ja Filip, wpadłem w okres ciekawości życia i wszystkie odpowiedzi były na wczoraj. Którejś nocy, w jednym z moich pięknych snów przyszedł krasnal. Jak zwykle z miną pełną ciekawości, a z jego figlarnego spojrzenia mogłem się domyśleć, że coś knuje.
- Witaj Baltazar, przywitałem go w sposób chyba bardzo miły. Co chcesz mi dzisiaj powiedzieć?
Powiedzieć, powiedzieć, zaczął mnie przedrzeźniać Baltazar. Ty się najpierw naucz mówić. Te twoje ciągłe   nie artykułowane dźwięki przyprawiają mnie o ból uszów.
Jak zwykle , nie był zbyt miły. Próbował mi dokopać na samym wstępie, tak bym mu nie pokazywał swojej ludzkiej wyższości nad krasnalami. Jeden zero dla niego. Prawda, nie potrafiłem jeszcze dobrze mówić. Te wszystkie słowa wydawały się takie trudne. Ale już dużo rozumiałem. Bardzo dużo. Kiedy jednak słowa wpadały w takie szszsz...czyczy, słyszałem szelest. Czasami był miły, a czasami nie. Dziwne jednak było to, że Baltazar rozumiał mój bełkot. Tak, był jedyną istotą na świecie z którą mogłem porozmawiać.
- Co chciałeś Baltazarku, zapytałem go z uśmiechem na ustach.
Co chciałeś, co chciałeś, znowu zaczął swoje przedrzeźnianie. Nic nie chciałem. Jestem po prostu ciekaw, czy już wiesz skąd się wziąłeś na tym świeci. Bo widzisz ja prowadzę takie badania. Zdania w Krasolandi są jednak podzielone. Część naszych naukowców uważa, że człowiek rodzi się w kapuście, inna i prawie równa twierdzi, że to bajka, ponieważ człowieka przynoszą bociany. No, a jak było z tobą? Pamiętasz coś z chwili swoich urodzin?
Co miałem pamiętać? Nic nie pamiętałem. Dobiegły do mnie jakieś słowa rodziców, że miałem czepek na głowie, ale to chyba nie to. Może gdybym umiał mówić, zapytałbym rodziców i pomógł w ten sposób Baltazarowi w jego pracy naukowej. Ale nic z tego. Temat trzeba odłożyć na później. Tak,  nauka wymaga czasu. W tym przypadku, czasu potrzebnego bym nauczył się mówić i czasu na pytania i odpowiedzi w tym zakresie.
Mijały tygodnie i miesiące. Ja rosłem jak ciasto na drożdżach. Moja mowa zaczynała przypominać mowę ludzką i potrafiłem już określić wiele rzeczy. Potrafiłem też wyrazić wiele moich pragnień, okazać złość i zniecierpliwienie. Jednak najczęściej okazywałem radość i szczęście, bo takie było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Najważniejsze, że rosnę....


Pewnej niedzieli rodzice postanowili zabrać mnie do kościoła. Uznali, że jestem już na tyle duży, że nie będę przeszkadzał. I tak się stało. Bardzo ciekawa atmosfera, dużo ludzi i jeden tak jakoś inaczej ubrany. Z ubioru podobny do Baltazara. Tylko, że trochę inny. Bardziej uroczystszy i ładniej śpiewał. Po jakimś czasie, wszedł na takie podwyższenie. Później dowiedziałem się, że to była ambona. Wykonał takie ruchy ręką i powiedział uroczyście słowa: Z proch powstałeś... W tym momencie przypomniało mi się pytanie Baltazara. Czy wiem w jaki sposób powstałem. Teraz mam odpowiedź. To oczywiste, że z prochu. Nie mogłem doczekać się wieczoru, czasu pójścia spać. Minuty i godziny mijały bardzo wolno. Kiedy zasnąłem, natychmiast pojawiła się Baltazar. Przychodził co noc. Uprzedzając jego złośliwości, zawołałem – wiem, wiem, wiem..
-         Co wiesz, co wiesz, padły podwójne jak zawsze słowa Baltazara.
Wiem jak powstaje człowiek, wiem skąd się wziąłem na tym świecie.
-         No skąd, z ciekawością w głosie, zadał pytanie Baltazar? 
Opowiedziałem mu o mojej wizycie w kościele i słowach tego dziwnego człowieka który patrząc na mnie powiedział „z prochu powstałeś...”
Baltazar zamyślił się mocno. Kiedy tak intensywnie myślał, na czole robiła mu się  wielka zmarszczka. Taka, która chciała powiedzieć – martwię się o cały świat.
-         Wiesz co, odparł po chwili. Niedługo zrobi się ciepło. Wiem, że do Ciebie ma przyjechać dziadek. On był kiedyś wojskowym lotnikiem, to na pewno na prochu się zna bardzo dobrze. Ćwicz teraz swoją mowę i nie zapomnij znowu o tej ważnej sprawie. Jak będzie u Ciebie , to się go zapytaj, jak to jest naprawdę z tym prochem. Bo to zagadnienie jest zbyt tajemnicze jak na krasnalowe rozumy.
 I zniknął. Czas mijał szybko. Dziadek nie przyjechał tak jak planował. Minęło trochę czasu, ale w końcu był  i było super. Ja nieco podrosłem i o prochu zapomniałem.  Pewnego dnia wybraliśmy się zwiedzić zamek. Naprawdę coś ciekawego. Były tam takie wielkie armaty, zbroje, wiele rzeczy. I wtedy żarówka w głowie. Przypomniało mi się. Tak, sprawa prochu. Bardzo ważna sprawa. Mogła wiele wnieś w Krasnolandi do nauki. Zebrałem myśli i  zadałem pytanie. Dziadku, co to jest proch, jak powstaje i do czego służy? Dziadek posadził mnie na lufie jednej z armat i zaczął wszystko objaśniać.


 Fajnie się siedziało na tej armacie, ale chyba nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie. Wiem już jednak, że ten proch jest za tą kulą którą widać. A to już jakiś postęp w naszych naukowych rozważaniach. Zawsze coś. Potem była jeszcze jedna inna okazja. Takie oko w oko z mniejszą armatą. Chciałem ją rozkręcić, ale paznokcie to nie śrubokręt. Do tego był to chyba plan filmowy, chodził jakiś facet z kamerą. Na końcu przyszedł  właściciel tej armaty i zapytał co robimy. Dziadek powiedział, że oglądamy i zastanawiamy się czy jej nie kupić. I do dziś słowa z prochu powstałeś, tak do końca nie udało mi się wyjaśnić. Może z prochu, albo z kapusty, lub dzięki bocianom. Czy to w końcu, tak ważne?





Opowieść II – Jak zostałem dżedajem


Dżedaj, to Gwiezdne Wojny, siła mocy . Jak więc można zostać kimś takim? A jednak. Mój przyjaciel Baltazar nie odwiedza mnie już codziennie. Nie to, że nasze drogi się rozeszły. Nic z tych rzeczy. Dalej jesteśmy przyjaciółmi. Ja poznałem trochę zwyczaje Krasnolandi, on bardziej zaaklimatyzował się w społeczeństwie ludzkim. I dobrze nam się z tym żyje. Mamy dwa światy, każdy ma swój, chociaż czasami przekraczamy tą magiczną linię.  Właśnie dowiedziałem się, że przyjeżdża dziadek. Moja radość sięgnęła zenitu. Już mam obiecane, że nauczy mnie jeździć samochodem, będziemy jakiś czas razem i myślę, że znowu będzie ciekawie. W Malborku zbliżały się uroczystości związane z bitwą pod Grunwaldem. Wielka uroczystość pt.  Oblężenie odbywa się tradycyjnie każdego roku. Jest inscenizacja , światła, walki rycerzy strzelanie z łuku i każdy ma coś do wyboru z epoki średniowiecza.
Wiecie o co chodzi i chyba nie mówię zbyt skomplikowanym językiem? Teraz w przedszkolu już uczą, że E = mc2 , jednak z rzeczami tajemnymi jak zrozumienie świata krasnali, nie uczy nikt. Tak się dzieje z dwóch powodów. Po pierwsze, trzeba mieć w sobie moc,  po drugie, trzeba w to wierzyć . Podobno wiara czyni cuda, ale zostawmy to. Ja uwierzyłem kiedyś , że z prochu powstałem.... Dobrze, nie rozwijam  tego tematu dalej.
A więc przyjechał dziadek i zrobiło się weselej. Z tą nauką jazdy, lipy nie było. Siadałem na jego kolanach, kierownica i jazda. Za każdym razem było lepiej. Szkoda tylko, że na bezdrożach, czy bezpiecznych placykach. Ale i tak było fajnie. Zaczęliśmy też odbywać długie spacery po całym Malborku. Na nowo zacząłem odrywać wspaniałe miejsca, te wszystkie większe i mniejsze sklepiki z gumą do żucia. A dziadek jak to dziadek. Cieszył się, kiedy miał możliwość sprawić mi radość, ale każdy zakup nowej gumy uczył mnie czegoś. Poważnie. Potrafił niespodziewanie mówić o tym, że kiedy człowiek jest miły, wzbudza też dobroć u innych ludzi. I od razu lekcja pokazowa. Filipku, idziemy kupić gumę do żucia i postaram się być niezbyt miły dla pani ekspedientki. Moje ulubione gumy do żucia były w takich wielkich niby akwariach. Takie pojemniki szklane w których były tysiące gum.  Po wejściu do sklepu , stanęliśmy przed takim pojemnikiem. Dziadek poprosił, niby grzecznie, gumę do żucia, zaznaczając jednak, że on chce tą na samym spodzie. Pani ekspedientka , powiedziała, że taka sama jest na górze. Ale ja chcę tamtą, upierał się dziadek. No i wyszło tak jak wyszło. Czym większe żądania, tym pani zza lady mówiła bardziej stanowczo nie. Wyszliśmy z niczym. Byłem zdziwiony. Jednak to nie był koniec. Następny sklep i następne gumy. Na pewno będzie tak samo, pomyślałem. Dziadek jakby czytał w moich myślach. Filipku, teraz będziemy bardzo mili i z dużym szacunkiem będziemy się odnosić do pani, która tam pracuje. Weszliśmy na luzie z uśmiechem na twarzach. I znowu ten wielki pojemnik. Co dla panów, zapytała pani po drugiej strony lady? Mamy  pewną prośbę, ale nie chcemy sprawiać kłopotu. Mój wnuk kolekcjonuje gumy do żucia i zobaczył, że na samym spodzie jest taka jedna, inna,  która pasuje do jego kolekcji. Szkoda, że na samym spodzie. Nikt przecież nie będzie wyjmował tysiące gum, żeby wyjąć tą jedną. Kłopot, jaki kłopot, usłyszeliśmy miły głos pani ekspedientki. Dla tak miłych klientów już się robi. Po chwili wszystkie gumy były na ladzie. I ta nasza jedna wskazana przez dzidka, w moich rękach. Szybko zrozumiałem co chciał mi pokazać dziadek. Jeżeli chcesz coś osiągnąć, bądź sam miły i uprzejmy. Pewne słowa są magiczne. Tak, należą do nich proszę, przepraszam i wiele innych, takie słowa które innym sprawiają przyjemność.

Dziadek też zauważył, że jestem trochę nieśmiały. Nie wiem, może tylko  wstydziłem się zapytać innych ludzi o coś, a może jednak bałem. Albo nie wiedziałem jak. Od tej pory wszystkie moje prośby były spełniane. Tylko jeden warunek. Sam musiałem się wszystkiego dowiedzieć. Nie powiem, na początku było to bardzo trudne. Ale pod zamkiem zbyt wiele rzeczy się działo, żeby tam nie być codziennie, żeby ciekawe pytania same nie cisnęły się do ust. Lekkie śniadanie i wymarsz. I te opowieści dziadka. Ja dawałem temat, a dziadek opowiadał. Najczęściej było tak, że po jakimś czasie wokoło było pełno słuchaczy. My fajnie się bawiliśmy, a często na koniec opowieści były oklaski. Wymyśliliśmy też pewien sposób zabawy. W automatach były takie zabawki. Różne zwierzaki, figurki. Jedne ładne, inne mniej . Wrzucało się monetę i przekręcało pokrętłem. Coś zawsze wypadło. Nie zawsze jednak to co chciałem. Po kilku - dziadek proszę o złotówkę, dziadek powiedział poczekaj. Na jakiej zabawce ci zależy. Pokazałem mu, o na takiej. Tylko jak to zrobić , żeby akurat ta wypadła. Dziadek się uśmiechnął. Poczekaj, zaraz coś sprawdzimy. Zaczął obchodzić automaty i po chwili powiedzał. Chodź   do tego. A teraz wrzuć złotówkę i koncentracja. Tak jak u dżedaji. Koncentracja i siła woli. Powtarzaj za mną. My dżedaje siłą naszej woli, każemy tej zabawce wyskoczyć z automatu. Tu palcem dotknął zabawki za szybą automatu.  A potem usłyszałem kręć.  Po chwili wybrana zabawka była w moich rękach. Byłem zdumiony. Dziadek, a jeszcze raz , też by się udało?  Uda się za każdym razem. No to ja chcę tą zabawkę. Biegiem poleciałem do automatu i już chciałem wrzucić złotówkę. Poczekaj, powoli, usłyszałem głos dziadka. Skoro chcesz tą zabawkę, to idziemy do tamtego automatu. I znowu to samo. Koncentracja, siła woli, woli dżedaja. I znowu sukces. A za nami coraz więcej ciekawych ludzi. Popatrywali, zaglądali, patrzeli na ręce. ... Upał był niesamowity, zachciało mi się pić. Miałem taką specjalną butelkę z zamknięciem. Taką, żeby nic się nie wylało. Trzeba było ją tylko przytrzymać i drugą ręką otworzyć. Dziadek wyjął butelkę z plecaka, postawił na stoliku i powiedział. Mistrzu Filipie, jak przystało na prawdziwych dżedaji, musimy ją otworzyć siłą woli. Jedną ręką przytrzymał butelkę, ja stanąłem po drugiej stronie stolika. Dookoła zapanowała cisza. Jakaś japońska wycieczka zatrzymała się. Nie tylko oczy, ale i kamery zostały skierowane w naszą stronę. Poważna sprawa. Dziadek uśmiechając się powiedział po cichu, spokojnie. Jesteśmy przecież dżedajami. Po chwili ciszy padły słowa. No dżedaju, podwójna koncentracja. Nasza siła woli i tajemna wiedza za chwilę otworzą tą butelkę. Magiczne odliczanie – raz, dwa, trzy i otwarta.  Coś syknęło, zamknięcie butelki puściło, odbiło się o ściankę. Honor dżedaji był uratowany. Turyści z Japonii zrobili film, a długo jeszcze po, chodziły różne opowieści o naszej mocy. Nie dawało mi to spokoju. Po powrocie do domu zapytałem wprost. Dziadku, jak ty to zrobiłeś? Czy naprawdę jesteś dżedajem? Masz w sobie moc? Nie, zaśmiał się dziadek. I zaczął mi tłumaczyć. Widzisz z tych automatów zawsze wypadała trzecia zabawka którą było widać. Więc chcąc mieć tą wybraną, trzeba było stanąć przed automatem, gdzie ta zabawka była trzecia w kolejności. Rozumiesz...No tak, ale ta moja butelka otwarta siła woli... Filipku, nie siła woli. Zobacz, ta butelka z boku przy zabezpieczeniu  ma taki mały występ. Kiedyś niechcący na niego nacisnąłem i się niespodziewanie otworzyła. Dzisiaj fajnie się bawiliśmy. Widziałeś tych ludzi, którzy za nami chodzili . Chciałem ich przekonać, że to nie sztuczki, ale siła mocy. I się udało. Po numerze z butelką chyba w to uwierzyli. A więc ty ich świadomie oszukałeś, zapytałem. Od razu zrobiło mi się głupio. Po co to pytanie. Chwila ciszy. Można tak powiedzieć drogi wnuczku. To jednak była tylko zabawa. A więc chyba nie było w tym nic złego. Kiedy potrafimy oddzielić sprawy poważne, czy ważne od niewinnej zabawy, takie małe oszustwo jest dozwolone. Bo to jest tylko niewinna zabawa. Nikomu nie robimy tym przykrości, ani żadnej innej szkody. Długo myślałem o dzisiejszym dniu. W moim śnie podzieliłem się wrażeniami z Baltazarem. Nie powiedział nic. Nie często to mu się zdarza. Dopiero na drugi dzień, powiedział – może jednak wy coś z tych dżedaji macie w sobie. No nie wiem. ...


Dźedaj, dżedajem. Krzyżakiem jednak przez chwilę byłem. Takim z prawdziwym mieczem i szyszakiem. Rozmawiałem nawet z królem i dostałem zamkową monetę. Ale to już inna bajka.


Opowieść III - Dziwne przygody przedszkolaka



Bardzo lubię zwierzaki. Nie pytajcie jakie, to trudna odpowiedź. Generalnie wszystkie, ale nie do końca. Nie lubię komarów , kiedy mnie gryzą, much, kiedy budzą zbyt wcześnie rano..... No coś bym tam jeszcze znalazł. Kiedyś usłyszałem takie stwierdzenie, „szukajcie, a znajdziecie”. Słowa te jednak pochodziły z tego samego miejsca, co z prochu powstałeś. Postanowiłem , że drugi raz nie dam się wpuścić. Niech będzie jak jest. Nie wiem, nie pamiętam, kropka i tyle.
Którejś nocy Baltazar jak zwykle miał wspaniały pomysł. Powiedział
-         Filipku, jesteś już dużym chłopczykiem. Żyjesz otoczony szczęśliwą rodziną i widać, że żyje ci się dobrze. Jednak czy czasami myślisz o innych?
Czy myślę o innych? Co za dziwne pytanie. Pewnie, że myślę. Myślę o mamusi, tatusiu, babciach, dziadku...
-         Dobrze, dobrze, powiedział Baltazar. Nie o takim myśleniu myślę. Nie chodzi o ludzi. Oprócz ludzi na tym świecie są jeszcze inne istoty.
Krasnale ? Zapytałem nieśmiało.
-         Teraz to ty jesteś złośliwy, a to w końcu moja specjalność. Słowa te Baltazar wypowiedział z jakimś smutkiem.
No , nie, nie jestem złośliwy. Po prostu o was też myślę, zacząłem łagodzić moją wcześniejszą wypowiedź.
-         Dobrze, dobrze. Nie będziemy się kłócić. Widzisz, ludzie którzy mają jakieś zwierzęta są inni, są lepsi. Potrafią inaczej patrzeć na świat. Rozumieją, że inne stworzenia też potrafią się cieszyć i smucić. Wymagają opieki, potrzebują czułości. W dawnych czasach człowiek żył blisko przyrody. Potrafił ją rozumieć, rozpoznawać. Nigdy niczego nie niszczył niepotrzebnie. A teraz... ? Kiedy będziesz na spacerze popatrz ile jest połamanych gałęzi. Ile jest zniszczonych zdeptanych trawników. Czy widziałeś kiedyś rannego ptaka postrzelonego z procy, albo z wiatrówki? Tak to robią ludzie. Podobno to ich bawi i czasami tym się nawet chwalą . O zgrozo, jak dzisiaj ten świat się zmienił. Pomyśl o tym i poproś rodziców żeby kupili ci jakieś zwierzę,  najlepiej psa.
Po chwili Baltazara już nie było. Szkoda, bo miałem tyle do niego pytań.
Kiedy słońce pojawiło się na niebie, wyskoczyłem z mojego łóżeczka. Przecierając oczy, wbiegłem do pokoju rodziców. Ja chcę psa, stanowczo oznajmiłem.
-         Co chcesz Filipku, chórem zapytali rodzice?
Psa.
-         Jakiego psa, padło pytanie.
Normalnego, co ma cztery łapy, merda ogonem, szczeka i lubi się ze mną bawić..
Miny rodziców spoważniały. Popatrzeli po sobie i powiedzieli, dziecko usiądź.
-         Widzisz, pies to nie zabawka. To żywe stworzenie, wymagające opieki, obowiązkowości, odpowiedzialności. Posiadanie psa, wiąże się z wieloma sprawami. Po pierwsze, nasze mieszkanie nie jest zbyt wielkie. Mieszkamy na piętrze, a pies czasami pobrudzi schody. To tak jak dziecko, czasami jest zbyt wesoły, czasami smutny, albo choruje. Właściciel psa musi mieć to wszystko na uwadze. Musi mu zapewnić spacery, odpowiednie wyżywienie, dbać o niego, sprzątać i tak dalej... Potem zamilkli.
Ale ja będę to wszystko robił.
-         Filip, ile razy teraz musimy ci przypominać, żebyś pochował zabawki, poukładał rzeczy po swoich zabawach?
Ale ja już to będę robił... jak będę miał psa, dodałem.
-         Nie jak będę miał psa, ale najpierw pokażesz, że ty już tak robisz. No przez kilka miesięcy, codziennie, bez próśb i nakazów.
Kilka miesięcy, przecież to wieczność. To co ja teraz będę miał – zapytałem?
-         Na początku może rybki?
Nie rybki. Kiedyś w Internecie widziałem takie bardzo dziwne stworzenia. Nazywały się patyczaki. Może bym spróbował je hodować? A więc głośno powiedziałem. Na razie, niech będą patyczaki. I sprawa stanęła. Zostałem hodowcą patyczaków.

Patyczaki przypominały trochę takie miniaturowe smoki. Nie wymagały zbyt wielkiej opieki. Codziennie karmienie. Były prawie nieruchome, przypominały też kawałki uschniętych patyczków. Jednak wpatrywanie się w nie, było bardzo ciekawe. Polubiłem te moje patyczaki. Okres próby przebiegał pomyślnie. Czasami jakieś małe potknięcie, ale takie jest życie . Marzenie o psie jednak pozostało i od czasu do czasu o nim przypominałem. W końcu nadszedł ten dzień.

Piękna mała kuleczka znalazła się na moich kolanach. Była taka miła i taka bezbronna i niezaradna jak kiedyś ja. Rodzice powiedzieli, że to dziewczynka i musieliśmy wymyślić jej dziewczeńskie imię. Od tej pory miałem swojego pieska, który rósł ze mną. Obgryzał meble i palce, czasami gdzieś nasikał, szczekał i rozrabiał. Teraz rozumiem rodziców, że czasami się denerwowali, kiedy ja byłem nieznośny. Teraz ja też jestem takim psim rodzicem i inaczej patrzę na zachowanie  mojej podopiecznej. Myślę, że przygody z moim pieskiem, to inny już osobny rozdział mojego życia. Kiedyś o tym opowiem.
W tej części mojego opowiadania nic nie wspomniałem o złych krasnalach. Ale jak zachcecie , postaram się to naprawić w następnych. Zapewniam was jednak, że takie istnieją. Jeden z nich , nawet chciał mnie kiedyś zjeść. No byłem wtedy mały. Nie wierzycie, zobaczcie sami.
Może jest on liderem zespołu, ale chodzi ubrany na czarno, robi groźne miny. Pasuje mi do tego , co Baltazar opowiadał o złych krasnalach. Ale o tym innym razem. Muszę was jednak zaręczyć , że na świecie jest wiele dziwnych rzeczy. Nie wszystkie potrafimy wyjaśnić, ale zobaczcie sami.

Konie w kropki, niczym pantery....


Dzieci z duszą kierowcy rajdowego....


Duchy w starym zamku


Chłopcy żeglarze

.... no czasami zmieniają się w prezenterów radiowych...


.... albo pilotów myśliwców...


.... wystrzeliwują się z katapulty ... i wiele, wiele innych rzeczy, które w głowach się nie mieszczą. A na początku myślałem, że będzie to opowieść o krasnoludkach. Niby było o krasnoludkach, bo Baltazar, to przecież krasnoludek. Było o tych dobrych i o złym też wspomniałem. Rozmawiając z wami, nie wiem czy wszystko o nich mam prawo wam powiedzieć? Sami wiecie ten świat jest trochę tajemny. Krasnale są małe i czasami bezbronne. A jak wy myślicie? Mogę powiedzieć o nich coś więcej? 

Brak komentarzy: