Wstęp
Mój kochany wnuczek poprosił mnie o napisanie bajki. Bajki to coś wymyślonego, więc zadałem pytanie:
- Filipku o czym ma być ta opowieść?
No i chyba tu trafiłem. Dziadku napisz o krasnoludkach.
- O krasnoludkach pomyślałem.... - a więc jednak bajka.
Dziadku, to ma być o dobrych i złych krasnoludkach..... i zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co i o czym mam napisać. W pewnym momencie, do mojej świadomości dotarło, że mój najukochańszy wnuczek, opowiada mi o czymś, co jest i co istnieje. Mówi, o świecie, o życiu, o istnieniu dobrej strony – czyli o tej kolorowej i o złej stronie – czyli tej czarnej. O tym, że obydwie strony mają swoich przywódców..... No tak, a więc krasnoludki chyba tak naprawdę istnieją. Te dobre , chcą by wszyscy byli szczęśliwi, a te złe, cieszą się, kiedy coś się psuje, kiedy jest źle, lub potrafią kogoś zasmucić. Tak, to robota krasnali. ....
To chyba zapowiedź czegoś nowego, co zaczęło już powstawać. Czy to będzie bajka o krasnalach, czy życie widziane oczami dziecka. Dziecka wierzącego w świat krasnali? Nie wiem, zobaczymy co z tego wyjdzie...
Te opowiadania popełnione zostały razem z moim wnukiem Filipem. Autorem zdjęć jest Patryk Wiatr, tatuś Filipa. Muszę jeszcze dodać, że ono jest już w wydawnictwie Ridero. Oczywiście wszystkie zdjęcia, które są bardzo ciekawe, będzie można zobaczyć w e-książkach, e-boksach i w wersji wydawniczej w okresie późniejszym.
Witajcie
moi młodsi przyjaciele.
Może zdziwiło was to, że nie piszę „witajcie drogie dzieci”? Wiem, tak czynią inni. Ja uznałem jednak, że w pewnym okresie życia, nikomu, tak za bardzo dzieckować, nie wypada. Z prostej i bardzo oczywistej przyczyny. No... bo za słowem dziecko, najczęściej coś się kryje. Dziecko nie rób tego, nie możesz, to nie dla dzieci... Dziecko, nie wolno, jesteś za mały... Dziecko, idź już spać...., to film dla dorosłych... i tak dalej. Ja też byłem kiedyś w waszym wieku i wiem jak to się odbiera. Słysząc takie słowa, mniejszy człowiek chce od razu być dorosłym. Chce mieć własną rodzinę i dzieci, takie jak wy. Składa sobie przysięgi, że swoim dzieciom nie będzie robił takich rzeczy, że będzie traktował je normalnie, tak jak dorośli traktują siebie na wzajem.
A
więc moi młodsi przyjaciele, dzisiaj do mnie zadzwonił mój wnuczek Filipek.
Powiedział, dziadku, napisz mi bajkę. Od razu zorientowałem się, że nie prosi o
bajkę, taką jak wszystkie. Nie, nie chodzi o to, żebym miał coś przeciw bajkom.
Niektóre są naprawdę bardzo piękne. Ale sami wiecie, tak naprawdę, wiele rzeczy się w nich powtarza. Takich
oryginalnych , niema zbyt wiele. No i jeszcze to - my wiemy , że bajka, to jest bajka, czyli coś wymyślonego przez
pisarza, żadna prawda i jak to w bajkach bywa - musi się zawsze dobrze
skończyć...
Filipku
o czym ma być ta opowieść, zapytałem.
No
i chyba tu trafiłem. Dziadku napisz o krasnoludkach.
O
krasnoludkach pomyślałem.... - a więc
jednak bajka.
-
Dziadku,
to ma być takie opowiadanie, o dobrych i złych krasnoludkach.....
Zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co i o czym mam
napisać. W pewnym momencie, do mojej świadomości dotarło, że mój najukochańszy
wnuczek, opowiada mi o czymś, co jest i co istnieje. Mówi, o świecie, o życiu,
o istnieniu dobrej strony – czyli o tej kolorowej i o złej stronie – czyli tej
czarnej. O tym, że obydwie strony mają swoich przywódców..... No tak, a więc
krasnoludki chyba naprawdę istnieją. Te dobre , chcą by wszyscy byli
szczęśliwi, a te złe, cieszą się kiedy coś się psuje, kiedy jest źle, lub
potrafią kogoś zasmucić. Tak, to robota
krasnali. Zacząłem zbierać swoje myśli i wspomnienia z okresu mojego
życia i coraz bardziej stawałem się pewien tego, że wiele rzeczy na tym świecie
to nie sprawa przypadku, ale działania krasnali. Postanowiłem temat zbadać
dogłębnie i napisać o tym, informując o wszystkim, co zbadałem i czego się
dowiedziałem. Moim wspólnikiem został oczywiście Filip, a więc wspólnymi siłami
stworzyliśmy to tajemne dzieło, na które w tej chwili patrzycie.
Podczas moich rozmyślań, doszedłem do jeszcze jednego wniosku. Tyle bajek, opowieści, baśni powstało na temat krasnoludków. Były ich różne ilości. Występowały pojedynczo, jak na przykład Koszałek Opałek, lub zbiorowo, jak tych siedmiu z królewną Marysią na dodatek. Krasnal, krasnale i człowiek.... Czy wy zauważyliście to samo co ja? W większości przypadków, oprócz pomocy z ich strony, która była zawsze , najczęściej one słuchały człowieka. A więc człowiek najczęściej był ich przywódcą....
Podczas moich rozmyślań, doszedłem do jeszcze jednego wniosku. Tyle bajek, opowieści, baśni powstało na temat krasnoludków. Były ich różne ilości. Występowały pojedynczo, jak na przykład Koszałek Opałek, lub zbiorowo, jak tych siedmiu z królewną Marysią na dodatek. Krasnal, krasnale i człowiek.... Czy wy zauważyliście to samo co ja? W większości przypadków, oprócz pomocy z ich strony, która była zawsze , najczęściej one słuchały człowieka. A więc człowiek najczęściej był ich przywódcą....
Filipku
kochany, mam napisać o krasnalach. O tych dobrych i złych. A dlaczego kiedy
zapytałem się czy ten przywódca, to ktoś kto nimi kieruje , odrzekłeś, no coś w
tym rodzaju. A więc nie do końca, wszystko jest tak samo jak u ludzi... , nie
wszystko.... prawda? Z drugiej zaś strony, ty masz o nich, bardzo dużo
wiadomości. Wiesz jakie są, jak się bawią, kto nimi rządzi . Wiesz , że są
dobre i złe, że mają ludzkiego przywódcę. Na pewno jest on kimś młodym, może
nawet bardzo młodym, bo kto ze starszych potrafiłby zrozumieć ten baśniowy
świat. Kiedy zapytałem się o imię tego przywódcy, zawahałeś się i powiedziałeś
– powiedzmy Baltazar. Mnie się jednak bardzo wydaje, że na imię ma Filip. No i
co teraz powiesz? Pomyliłem się? Chyba nie...
No
cóż, odpowiedzi udzielane są w różny sposób. Ja to rozumiem, czasami coś
stanowi wielką tajemnicę i chociaż bardzo się chce, nie można nikomu nic
powiedzieć. Tak czasami bywa.
Opowieść I - Z prochu powstałeś
Kiedy
nowy człowiek pojawia się na tym świecie, wszyscy się radują. Od razu ma
rodzinę, która z tej okazji robi różne spotkania. Trwają rozmowy, radości,
troski. Zamartwianie się o przyszłość i tak dalej. Dziwne jest to wszystko. Ale
to mi nigdy nie przeszkadzało. Gorszy jest ten drugi etap. To nachylanie się
nad łóżeczkiem i to tiiiiii, tiiii, lub tiuuuu, tiuuuu i łapanie za policzki,
nazywanie mnie Filipciem, Filiposem i nie pamiętam już czym jeszcze.
Każdy
mały człowiek ma bardzo liczną rodzinę, która ma duże grono przyjaciół, a ci z
kolei mają też rodziny. Koszmar. Nikt w tym okresie nie stara się rozmawiać jak
człowiek z człowiekiem. Kiedy byłem już większy zobaczyłem ZOO. Tam też
niektórzy zwiedzający robili dokładnie tak samo. Trudno, trzeba być
wyrozumiałym i jakoś to przeżyć. Mnie w każdym bądź razie udało się. Jestem
cały i zdrowy, bez żadnych urazów fizycznych, czy psychicznych, po tych
rodzinno - przyjacielskich eksperymentach na mym ciele i mojej duszy. Ufff...
Zaczęły się spacery i integracja z otaczającym mnie światem. Powstawały pytania.
Rodziły się z ciekawości życia. Ja Filip, wpadłem w okres ciekawości życia i
wszystkie odpowiedzi były na wczoraj. Którejś nocy, w jednym z moich pięknych
snów przyszedł krasnal. Jak zwykle z miną pełną ciekawości, a z jego figlarnego
spojrzenia mogłem się domyśleć, że coś knuje.
-
Witaj Baltazar, przywitałem go w sposób chyba bardzo miły. Co chcesz mi dzisiaj
powiedzieć?
Powiedzieć, powiedzieć, zaczął mnie przedrzeźniać Baltazar. Ty się najpierw naucz mówić. Te twoje ciągłe nie artykułowane dźwięki przyprawiają mnie o ból uszów.
Powiedzieć, powiedzieć, zaczął mnie przedrzeźniać Baltazar. Ty się najpierw naucz mówić. Te twoje ciągłe nie artykułowane dźwięki przyprawiają mnie o ból uszów.
Jak
zwykle , nie był zbyt miły. Próbował mi dokopać na samym wstępie, tak bym mu
nie pokazywał swojej ludzkiej wyższości nad krasnalami. Jeden zero dla niego.
Prawda, nie potrafiłem jeszcze dobrze mówić. Te wszystkie słowa wydawały się
takie trudne. Ale już dużo rozumiałem. Bardzo dużo. Kiedy jednak słowa wpadały
w takie szszsz...czyczy, słyszałem szelest. Czasami był miły, a czasami nie.
Dziwne jednak było to, że Baltazar rozumiał mój bełkot. Tak, był jedyną istotą
na świecie z którą mogłem porozmawiać.
-
Co chciałeś Baltazarku, zapytałem go z uśmiechem na ustach.
Co
chciałeś, co chciałeś, znowu zaczął swoje przedrzeźnianie. Nic nie chciałem.
Jestem po prostu ciekaw, czy już wiesz skąd się wziąłeś na tym świeci. Bo
widzisz ja prowadzę takie badania. Zdania w Krasolandi są jednak podzielone.
Część naszych naukowców uważa, że człowiek rodzi się w kapuście, inna i prawie
równa twierdzi, że to bajka, ponieważ człowieka przynoszą bociany. No, a jak
było z tobą? Pamiętasz coś z chwili swoich urodzin?
Co miałem pamiętać? Nic nie pamiętałem. Dobiegły do mnie jakieś słowa rodziców, że miałem czepek na głowie, ale to chyba nie to. Może gdybym umiał mówić, zapytałbym rodziców i pomógł w ten sposób Baltazarowi w jego pracy naukowej. Ale nic z tego. Temat trzeba odłożyć na później. Tak, nauka wymaga czasu. W tym przypadku, czasu potrzebnego bym nauczył się mówić i czasu na pytania i odpowiedzi w tym zakresie.
Mijały tygodnie i miesiące. Ja rosłem jak ciasto na drożdżach. Moja mowa zaczynała przypominać mowę ludzką i potrafiłem już określić wiele rzeczy. Potrafiłem też wyrazić wiele moich pragnień, okazać złość i zniecierpliwienie. Jednak najczęściej okazywałem radość i szczęście, bo takie było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Najważniejsze, że rosnę....
Co miałem pamiętać? Nic nie pamiętałem. Dobiegły do mnie jakieś słowa rodziców, że miałem czepek na głowie, ale to chyba nie to. Może gdybym umiał mówić, zapytałbym rodziców i pomógł w ten sposób Baltazarowi w jego pracy naukowej. Ale nic z tego. Temat trzeba odłożyć na później. Tak, nauka wymaga czasu. W tym przypadku, czasu potrzebnego bym nauczył się mówić i czasu na pytania i odpowiedzi w tym zakresie.
Mijały tygodnie i miesiące. Ja rosłem jak ciasto na drożdżach. Moja mowa zaczynała przypominać mowę ludzką i potrafiłem już określić wiele rzeczy. Potrafiłem też wyrazić wiele moich pragnień, okazać złość i zniecierpliwienie. Jednak najczęściej okazywałem radość i szczęście, bo takie było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Najważniejsze, że rosnę....
Pewnej
niedzieli rodzice postanowili zabrać mnie do kościoła. Uznali, że jestem już na
tyle duży, że nie będę przeszkadzał. I tak się stało. Bardzo ciekawa atmosfera,
dużo ludzi i jeden tak jakoś inaczej ubrany. Z ubioru podobny do Baltazara.
Tylko, że trochę inny. Bardziej uroczystszy i ładniej śpiewał. Po jakimś
czasie, wszedł na takie podwyższenie. Później dowiedziałem się, że to była
ambona. Wykonał takie ruchy ręką i powiedział uroczyście słowa: Z proch
powstałeś... W tym momencie przypomniało mi się pytanie Baltazara. Czy wiem w
jaki sposób powstałem. Teraz mam odpowiedź. To oczywiste, że z prochu. Nie
mogłem doczekać się wieczoru, czasu pójścia spać. Minuty i godziny mijały
bardzo wolno. Kiedy zasnąłem, natychmiast pojawiła się Baltazar. Przychodził co
noc. Uprzedzając jego złośliwości, zawołałem – wiem, wiem, wiem..
-
Co
wiesz, co wiesz, padły podwójne jak zawsze słowa Baltazara.
Wiem
jak powstaje człowiek, wiem skąd się wziąłem na tym świecie.
-
No
skąd, z ciekawością w głosie, zadał pytanie Baltazar?
Opowiedziałem
mu o mojej wizycie w kościele i słowach tego dziwnego człowieka który patrząc
na mnie powiedział „z prochu powstałeś...”
Baltazar
zamyślił się mocno. Kiedy tak intensywnie myślał, na czole robiła mu się wielka zmarszczka. Taka, która chciała
powiedzieć – martwię się o cały świat.
-
Wiesz
co, odparł po chwili. Niedługo zrobi się ciepło. Wiem, że do Ciebie ma
przyjechać dziadek. On był kiedyś wojskowym lotnikiem, to na pewno na prochu
się zna bardzo dobrze. Ćwicz teraz swoją mowę i nie zapomnij znowu o tej ważnej
sprawie. Jak będzie u Ciebie , to się go zapytaj, jak to jest naprawdę z tym
prochem. Bo to zagadnienie jest zbyt tajemnicze jak na krasnalowe rozumy.
I zniknął. Czas mijał szybko. Dziadek nie
przyjechał tak jak planował. Minęło trochę czasu, ale w końcu był i było super. Ja nieco podrosłem i o prochu
zapomniałem. Pewnego dnia wybraliśmy
się zwiedzić zamek. Naprawdę coś ciekawego. Były tam takie wielkie armaty,
zbroje, wiele rzeczy. I wtedy żarówka w głowie. Przypomniało mi się. Tak,
sprawa prochu. Bardzo ważna sprawa. Mogła wiele wnieś w Krasnolandi do nauki.
Zebrałem myśli i zadałem pytanie.
Dziadku, co to jest proch, jak powstaje i do czego służy? Dziadek posadził mnie
na lufie jednej z armat i zaczął wszystko objaśniać.
Fajnie się siedziało na tej armacie, ale
chyba nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie. Wiem już jednak, że ten proch
jest za tą kulą którą widać. A to już jakiś postęp w naszych naukowych
rozważaniach. Zawsze coś. Potem była jeszcze jedna inna okazja. Takie oko w oko
z mniejszą armatą. Chciałem ją rozkręcić, ale paznokcie to nie śrubokręt. Do
tego był to chyba plan filmowy, chodził jakiś facet z kamerą. Na końcu
przyszedł właściciel tej armaty i zapytał
co robimy. Dziadek powiedział, że oglądamy i zastanawiamy się czy jej nie
kupić. I do dziś słowa z prochu powstałeś, tak do końca nie udało mi się
wyjaśnić. Może z prochu, albo z kapusty, lub dzięki bocianom. Czy to w końcu,
tak ważne?
Opowieść
II – Jak zostałem dżedajem
Dżedaj,
to Gwiezdne Wojny, siła mocy . Jak więc można zostać kimś takim? A jednak. Mój
przyjaciel Baltazar nie odwiedza mnie już codziennie. Nie to, że nasze drogi
się rozeszły. Nic z tych rzeczy. Dalej jesteśmy przyjaciółmi. Ja poznałem
trochę zwyczaje Krasnolandi, on bardziej zaaklimatyzował się w społeczeństwie
ludzkim. I dobrze nam się z tym żyje. Mamy dwa światy, każdy ma swój, chociaż
czasami przekraczamy tą magiczną linię.
Właśnie dowiedziałem się, że przyjeżdża dziadek. Moja radość sięgnęła
zenitu. Już mam obiecane, że nauczy mnie jeździć samochodem, będziemy jakiś
czas razem i myślę, że znowu będzie ciekawie. W Malborku zbliżały się
uroczystości związane z bitwą pod Grunwaldem. Wielka uroczystość pt. Oblężenie odbywa się tradycyjnie każdego
roku. Jest inscenizacja , światła, walki rycerzy strzelanie z łuku i każdy ma
coś do wyboru z epoki średniowiecza.
Wiecie
o co chodzi i chyba nie mówię zbyt skomplikowanym językiem? Teraz w przedszkolu
już uczą, że E = mc2 , jednak z rzeczami tajemnymi jak zrozumienie
świata krasnali, nie uczy nikt. Tak się dzieje z dwóch powodów. Po pierwsze,
trzeba mieć w sobie moc, po drugie,
trzeba w to wierzyć . Podobno wiara czyni cuda, ale zostawmy to. Ja uwierzyłem
kiedyś , że z prochu powstałem.... Dobrze, nie rozwijam tego tematu dalej.
A
więc przyjechał dziadek i zrobiło się weselej. Z tą nauką jazdy, lipy nie było.
Siadałem na jego kolanach, kierownica i jazda. Za każdym razem było lepiej.
Szkoda tylko, że na bezdrożach, czy bezpiecznych placykach. Ale i tak było
fajnie. Zaczęliśmy też odbywać długie spacery po całym Malborku. Na nowo
zacząłem odrywać wspaniałe miejsca, te wszystkie większe i mniejsze sklepiki z
gumą do żucia. A dziadek jak to dziadek. Cieszył się, kiedy miał możliwość
sprawić mi radość, ale każdy zakup nowej gumy uczył mnie czegoś. Poważnie.
Potrafił niespodziewanie mówić o tym, że kiedy człowiek jest miły, wzbudza też
dobroć u innych ludzi. I od razu lekcja pokazowa. Filipku, idziemy kupić gumę
do żucia i postaram się być niezbyt miły dla pani ekspedientki. Moje ulubione
gumy do żucia były w takich wielkich niby akwariach. Takie pojemniki szklane w
których były tysiące gum. Po wejściu do
sklepu , stanęliśmy przed takim pojemnikiem. Dziadek poprosił, niby grzecznie, gumę
do żucia, zaznaczając jednak, że on chce tą na samym spodzie. Pani ekspedientka
, powiedziała, że taka sama jest na górze. Ale ja chcę tamtą, upierał się
dziadek. No i wyszło tak jak wyszło. Czym większe żądania, tym pani zza lady
mówiła bardziej stanowczo nie. Wyszliśmy z niczym. Byłem zdziwiony. Jednak to
nie był koniec. Następny sklep i następne gumy. Na pewno będzie tak samo,
pomyślałem. Dziadek jakby czytał w moich myślach. Filipku, teraz będziemy
bardzo mili i z dużym szacunkiem będziemy się odnosić do pani, która tam
pracuje. Weszliśmy na luzie z uśmiechem na twarzach. I znowu ten wielki
pojemnik. Co dla panów, zapytała pani po drugiej strony lady? Mamy pewną prośbę, ale nie chcemy sprawiać
kłopotu. Mój wnuk kolekcjonuje gumy do żucia i zobaczył, że na samym spodzie
jest taka jedna, inna, która pasuje do
jego kolekcji. Szkoda, że na samym spodzie. Nikt przecież nie będzie wyjmował
tysiące gum, żeby wyjąć tą jedną. Kłopot, jaki kłopot, usłyszeliśmy miły głos
pani ekspedientki. Dla tak miłych klientów już się robi. Po chwili wszystkie gumy
były na ladzie. I ta nasza jedna wskazana przez dzidka, w moich rękach. Szybko
zrozumiałem co chciał mi pokazać dziadek. Jeżeli chcesz coś osiągnąć, bądź sam
miły i uprzejmy. Pewne słowa są magiczne. Tak, należą do nich proszę,
przepraszam i wiele innych, takie słowa które innym sprawiają przyjemność.
Dziadek też zauważył, że jestem trochę nieśmiały. Nie wiem, może tylko wstydziłem się zapytać innych ludzi o coś, a może jednak bałem. Albo nie wiedziałem jak. Od tej pory wszystkie moje prośby były spełniane. Tylko jeden warunek. Sam musiałem się wszystkiego dowiedzieć. Nie powiem, na początku było to bardzo trudne. Ale pod zamkiem zbyt wiele rzeczy się działo, żeby tam nie być codziennie, żeby ciekawe pytania same nie cisnęły się do ust. Lekkie śniadanie i wymarsz. I te opowieści dziadka. Ja dawałem temat, a dziadek opowiadał. Najczęściej było tak, że po jakimś czasie wokoło było pełno słuchaczy. My fajnie się bawiliśmy, a często na koniec opowieści były oklaski. Wymyśliliśmy też pewien sposób zabawy. W automatach były takie zabawki. Różne zwierzaki, figurki. Jedne ładne, inne mniej . Wrzucało się monetę i przekręcało pokrętłem. Coś zawsze wypadło. Nie zawsze jednak to co chciałem. Po kilku - dziadek proszę o złotówkę, dziadek powiedział poczekaj. Na jakiej zabawce ci zależy. Pokazałem mu, o na takiej. Tylko jak to zrobić , żeby akurat ta wypadła. Dziadek się uśmiechnął. Poczekaj, zaraz coś sprawdzimy. Zaczął obchodzić automaty i po chwili powiedzał. Chodź do tego. A teraz wrzuć złotówkę i koncentracja. Tak jak u dżedaji. Koncentracja i siła woli. Powtarzaj za mną. My dżedaje siłą naszej woli, każemy tej zabawce wyskoczyć z automatu. Tu palcem dotknął zabawki za szybą automatu. A potem usłyszałem kręć. Po chwili wybrana zabawka była w moich rękach. Byłem zdumiony. Dziadek, a jeszcze raz , też by się udało? Uda się za każdym razem. No to ja chcę tą zabawkę. Biegiem poleciałem do automatu i już chciałem wrzucić złotówkę. Poczekaj, powoli, usłyszałem głos dziadka. Skoro chcesz tą zabawkę, to idziemy do tamtego automatu. I znowu to samo. Koncentracja, siła woli, woli dżedaja. I znowu sukces. A za nami coraz więcej ciekawych ludzi. Popatrywali, zaglądali, patrzeli na ręce. ... Upał był niesamowity, zachciało mi się pić. Miałem taką specjalną butelkę z zamknięciem. Taką, żeby nic się nie wylało. Trzeba było ją tylko przytrzymać i drugą ręką otworzyć. Dziadek wyjął butelkę z plecaka, postawił na stoliku i powiedział. Mistrzu Filipie, jak przystało na prawdziwych dżedaji, musimy ją otworzyć siłą woli. Jedną ręką przytrzymał butelkę, ja stanąłem po drugiej stronie stolika. Dookoła zapanowała cisza. Jakaś japońska wycieczka zatrzymała się. Nie tylko oczy, ale i kamery zostały skierowane w naszą stronę. Poważna sprawa. Dziadek uśmiechając się powiedział po cichu, spokojnie. Jesteśmy przecież dżedajami. Po chwili ciszy padły słowa. No dżedaju, podwójna koncentracja. Nasza siła woli i tajemna wiedza za chwilę otworzą tą butelkę. Magiczne odliczanie – raz, dwa, trzy i otwarta. Coś syknęło, zamknięcie butelki puściło, odbiło się o ściankę. Honor dżedaji był uratowany. Turyści z Japonii zrobili film, a długo jeszcze po, chodziły różne opowieści o naszej mocy. Nie dawało mi to spokoju. Po powrocie do domu zapytałem wprost. Dziadku, jak ty to zrobiłeś? Czy naprawdę jesteś dżedajem? Masz w sobie moc? Nie, zaśmiał się dziadek. I zaczął mi tłumaczyć. Widzisz z tych automatów zawsze wypadała trzecia zabawka którą było widać. Więc chcąc mieć tą wybraną, trzeba było stanąć przed automatem, gdzie ta zabawka była trzecia w kolejności. Rozumiesz...No tak, ale ta moja butelka otwarta siła woli... Filipku, nie siła woli. Zobacz, ta butelka z boku przy zabezpieczeniu ma taki mały występ. Kiedyś niechcący na niego nacisnąłem i się niespodziewanie otworzyła. Dzisiaj fajnie się bawiliśmy. Widziałeś tych ludzi, którzy za nami chodzili . Chciałem ich przekonać, że to nie sztuczki, ale siła mocy. I się udało. Po numerze z butelką chyba w to uwierzyli. A więc ty ich świadomie oszukałeś, zapytałem. Od razu zrobiło mi się głupio. Po co to pytanie. Chwila ciszy. Można tak powiedzieć drogi wnuczku. To jednak była tylko zabawa. A więc chyba nie było w tym nic złego. Kiedy potrafimy oddzielić sprawy poważne, czy ważne od niewinnej zabawy, takie małe oszustwo jest dozwolone. Bo to jest tylko niewinna zabawa. Nikomu nie robimy tym przykrości, ani żadnej innej szkody. Długo myślałem o dzisiejszym dniu. W moim śnie podzieliłem się wrażeniami z Baltazarem. Nie powiedział nic. Nie często to mu się zdarza. Dopiero na drugi dzień, powiedział – może jednak wy coś z tych dżedaji macie w sobie. No nie wiem. ...
Dźedaj,
dżedajem. Krzyżakiem jednak przez chwilę byłem. Takim z prawdziwym mieczem i
szyszakiem. Rozmawiałem nawet z królem i dostałem zamkową monetę. Ale to już
inna bajka.
Opowieść
III - Dziwne przygody przedszkolaka
Bardzo
lubię zwierzaki. Nie pytajcie jakie, to trudna odpowiedź. Generalnie wszystkie,
ale nie do końca. Nie lubię komarów , kiedy mnie gryzą, much, kiedy budzą zbyt
wcześnie rano..... No coś bym tam jeszcze znalazł. Kiedyś usłyszałem takie
stwierdzenie, „szukajcie, a znajdziecie”. Słowa te jednak pochodziły z tego
samego miejsca, co z prochu powstałeś. Postanowiłem , że drugi raz nie dam się
wpuścić. Niech będzie jak jest. Nie wiem, nie pamiętam, kropka i tyle.
Którejś
nocy Baltazar jak zwykle miał wspaniały pomysł. Powiedział
-
Filipku,
jesteś już dużym chłopczykiem. Żyjesz otoczony szczęśliwą rodziną i widać, że
żyje ci się dobrze. Jednak czy czasami myślisz o innych?
Czy
myślę o innych? Co za dziwne pytanie. Pewnie, że myślę. Myślę o mamusi,
tatusiu, babciach, dziadku...
-
Dobrze,
dobrze, powiedział Baltazar. Nie o takim myśleniu myślę. Nie chodzi o ludzi.
Oprócz ludzi na tym świecie są jeszcze inne istoty.
Krasnale
? Zapytałem nieśmiało.
-
Teraz
to ty jesteś złośliwy, a to w końcu moja specjalność. Słowa te Baltazar
wypowiedział z jakimś smutkiem.
No
, nie, nie jestem złośliwy. Po prostu o was też myślę, zacząłem łagodzić moją
wcześniejszą wypowiedź.
-
Dobrze,
dobrze. Nie będziemy się kłócić. Widzisz, ludzie którzy mają jakieś zwierzęta
są inni, są lepsi. Potrafią inaczej patrzeć na świat. Rozumieją, że inne
stworzenia też potrafią się cieszyć i smucić. Wymagają opieki, potrzebują
czułości. W dawnych czasach człowiek żył blisko przyrody. Potrafił ją rozumieć,
rozpoznawać. Nigdy niczego nie niszczył niepotrzebnie. A teraz... ? Kiedy
będziesz na spacerze popatrz ile jest połamanych gałęzi. Ile jest zniszczonych
zdeptanych trawników. Czy widziałeś kiedyś rannego ptaka postrzelonego z procy,
albo z wiatrówki? Tak to robią ludzie. Podobno to ich bawi i czasami tym się
nawet chwalą . O zgrozo, jak dzisiaj ten świat się zmienił. Pomyśl o tym i
poproś rodziców żeby kupili ci jakieś zwierzę,
najlepiej psa.
Po
chwili Baltazara już nie było. Szkoda, bo miałem tyle do niego pytań.
Kiedy
słońce pojawiło się na niebie, wyskoczyłem z mojego łóżeczka. Przecierając
oczy, wbiegłem do pokoju rodziców. Ja chcę psa, stanowczo oznajmiłem.
-
Co
chcesz Filipku, chórem zapytali rodzice?
Psa.
-
Jakiego
psa, padło pytanie.
Normalnego,
co ma cztery łapy, merda ogonem, szczeka i lubi się ze mną bawić..
Miny
rodziców spoważniały. Popatrzeli po sobie i powiedzieli, dziecko usiądź.
-
Widzisz, pies to nie zabawka. To żywe stworzenie, wymagające
opieki, obowiązkowości, odpowiedzialności. Posiadanie psa, wiąże się z wieloma sprawami.
Po pierwsze, nasze mieszkanie nie jest zbyt wielkie. Mieszkamy na piętrze, a
pies czasami pobrudzi schody. To tak jak dziecko, czasami jest zbyt wesoły,
czasami smutny, albo choruje. Właściciel psa musi mieć to wszystko na uwadze.
Musi mu zapewnić spacery, odpowiednie wyżywienie, dbać o niego, sprzątać i tak
dalej... Potem zamilkli.
Ale
ja będę to wszystko robił.
-
Filip,
ile razy teraz musimy ci przypominać, żebyś pochował zabawki, poukładał rzeczy
po swoich zabawach?
Ale
ja już to będę robił... jak będę miał psa, dodałem.
-
Nie
jak będę miał psa, ale najpierw pokażesz, że ty już tak robisz. No przez kilka
miesięcy, codziennie, bez próśb i nakazów.
Kilka
miesięcy, przecież to wieczność. To co ja teraz będę miał – zapytałem?
-
Na
początku może rybki?
Nie rybki. Kiedyś w Internecie widziałem takie bardzo
dziwne stworzenia. Nazywały się patyczaki. Może bym spróbował je hodować? A
więc głośno powiedziałem. Na razie, niech będą patyczaki. I sprawa stanęła.
Zostałem hodowcą patyczaków.
Patyczaki
przypominały trochę takie miniaturowe smoki. Nie wymagały zbyt wielkiej opieki.
Codziennie karmienie. Były prawie nieruchome, przypominały też kawałki
uschniętych patyczków. Jednak wpatrywanie się w nie, było bardzo ciekawe.
Polubiłem te moje patyczaki. Okres próby przebiegał pomyślnie. Czasami jakieś
małe potknięcie, ale takie jest życie . Marzenie o psie jednak pozostało i od
czasu do czasu o nim przypominałem. W końcu nadszedł ten dzień.
Piękna
mała kuleczka znalazła się na moich kolanach. Była taka miła i taka bezbronna i
niezaradna jak kiedyś ja. Rodzice powiedzieli, że to dziewczynka i musieliśmy
wymyślić jej dziewczeńskie imię. Od tej pory miałem swojego pieska, który rósł
ze mną. Obgryzał meble i palce, czasami gdzieś nasikał, szczekał i rozrabiał.
Teraz rozumiem rodziców, że czasami się denerwowali, kiedy ja byłem nieznośny.
Teraz ja też jestem takim psim rodzicem i inaczej patrzę na zachowanie mojej podopiecznej. Myślę, że przygody z
moim pieskiem, to inny już osobny rozdział mojego życia. Kiedyś o tym opowiem.
W tej części mojego opowiadania nic nie wspomniałem o złych krasnalach. Ale jak zachcecie , postaram się to naprawić w następnych. Zapewniam was jednak, że takie istnieją. Jeden z nich , nawet chciał mnie kiedyś zjeść. No byłem wtedy mały. Nie wierzycie, zobaczcie sami.
W tej części mojego opowiadania nic nie wspomniałem o złych krasnalach. Ale jak zachcecie , postaram się to naprawić w następnych. Zapewniam was jednak, że takie istnieją. Jeden z nich , nawet chciał mnie kiedyś zjeść. No byłem wtedy mały. Nie wierzycie, zobaczcie sami.
Może
jest on liderem zespołu, ale chodzi ubrany na czarno, robi groźne miny. Pasuje
mi do tego , co Baltazar opowiadał o złych krasnalach. Ale o tym innym razem.
Muszę was jednak zaręczyć , że na świecie jest wiele dziwnych rzeczy. Nie
wszystkie potrafimy wyjaśnić, ale zobaczcie sami.
Konie
w kropki, niczym pantery....
Dzieci
z duszą kierowcy rajdowego....
Chłopcy
żeglarze
....
no czasami zmieniają się w prezenterów radiowych...
....
albo pilotów myśliwców...
....
wystrzeliwują się z katapulty ... i wiele, wiele innych rzeczy, które w głowach
się nie mieszczą. A na początku myślałem, że będzie to opowieść o
krasnoludkach. Niby było o krasnoludkach, bo Baltazar, to przecież krasnoludek.
Było o tych dobrych i o złym też wspomniałem. Rozmawiając z wami, nie wiem czy
wszystko o nich mam prawo wam powiedzieć? Sami wiecie ten świat jest trochę
tajemny. Krasnale są małe i czasami bezbronne. A jak wy myślicie? Mogę
powiedzieć o nich coś więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz